czwartek, 27 listopada 2014

Na południe!

Coś nie wyszło z tym wpisem w sobotę, za co oczywiście przepraszam, ale poprawy nie obiecuję ;)
Mam nadzieję, że wybaczycie nam długie milczenie. Mamy dobre wytłumaczenie, ale Wam go nie zdradzimy. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Może za... pół roku? M., jak myślisz?

Tymczasem wraz z listopadem nadeszły długie jesienne wieczory, zimno, a raz już nawet spadło troszeczkę śniegu. To idealny czas, żeby wspomnieć nasz listopadowy odlot na południe :)
Pogodę trafiliśmy iście nielistopadową. W drodze do Chatki Puchatka wszyscy zdjęliśmy kurtki i wcale nie było nam zimno :) Na zdjęciu poniżej właśnie przed Chatką Puchatka stoimy, już ubrani bo wiatr był koooszmarny. Czy ktoś z Was tak sobie wyobrażał to miejsce w trakcie lektury książek A. A. Milnego?


Musicie mi uwierzyć, że naprawdę był tam Puchatek. A nawet dwa :)

Oczywiście wyjazd z Aspikiem oznacza, że urządzenia mechaniczne różne, różniste, być muszą. Były! Takie wyjątkowo duże. O, takie:






 Czekaliśmy na autobus na Manhattanie...



I stało się stworzenie kota (lub człowieka), prawie jak u Michała Anioła :)



Wodospady bywały różne, mniejsze i większe, a wszystkie malownicze.




Za to wody płynące zachwyciły Aspika. Tam nauczył się puszczać kaczki.


Wkrótce tam wrócimy :)


PS. Czy ktoś zgadł. gdzie byliśmy?

czwartek, 9 października 2014

Nowy Rok

Powtarzając za pewną reklamą: w domu, w którym są dzieci, rok zaczyna się we wrześniu. To wtedy startują przedszkola, szkoły, angielski, zajęcia karate...

Aspik zaczął pierwszą klasę szkoły podstawowej ze wszelkimi przywilejami i obowiązkami. Z porannym wstawaniem, pospiesznym jedzeniem i pracami domowymi. Ze stempelkami z uśmiechniętymi słoneczkami i deszczowymi chmurkami.
Ze stołówkowymi obiadkami, z których młodzieniec zjada tylko ziemniaczki i surówkę. Pozostałymi dobrami gardzi. Za to w domu mięsko w dowolnej postaci konsumuje niemal bez przerwy.

Mówią, żeby nie przeciążać dzieci zajęciami. Mówią, że to dla dzieci nie dobrze. Że potrzebują wolnego czasu.
A Aspik na to: niech sobie gadają!
Oprócz lekcji i zajęć dodatkowych wynikających z orzeczenia oraz tych pozaszkolnych, chodzi jeszcze w szkole na niemiecki. Zupełnie samodzielnie decyzję podjął, nauczycielce decyzję przedstawił i nie odpuścił. I uczy się, piosenki po niemiecku śpiewa.

Tylko matka ma problem, gdyż nic nie rozumie ;)


--------------------------
O jeszcze jednej sprawie edukacyjnej opowiem w kolejnym wpisie. W tę sobotę (mam nadzieję) :)

piątek, 26 września 2014

(roz)mowa

Aspik mówi. To fakt niezaprzeczalny.
Mówi dużo, głośno i wyraźnie. Poprawnie wymawia słowa, używa właściwych form gramatycznych.
Zawsze wita się "dzień dobry", nigdy "cześć". Mówi "jestem głodny/spragniony", a nie "chcę jeść/pić".
Zna nazwy takie jak "silnik wysokoprężny" i "cewka zapłonowa", i wszystkie nazwy smoków z "Jak wytresować smoka". Gronkiel, szeptozgon, zębiróg zamkogłowy, koszmar ponocnik, skrzydłochlast...

Nie umie rozmawiać.

Aspik często zaczepia, czy też jest zaczepiany przez bardziej kontaktowych ludzi w środkach komunikacji publicznej. Bo gapi się na poduszkę, którą jakaś pani wiezie dla swojego synka.
- Podoba ci się? - pyta pani po dłuższej chwili.
- Tak. Ja mam kota, nazywa się Albercik. Lubię smoki i lokomotywy. Czy mogę pani o nich opowiedzieć?

Albo wpycha się na kawałek wolnego siedzenia obok pani podróżującej z dużym bagażem. To nic, że miejsca tam prawie nie ma.
- Jestem Staś. A ty jak masz na imię? Jadę od stomatologa, wyrwał mi ząb. Czy wyglądam jak wiewiórka? Lubisz lokomotywy?

I tak zaczyna się monolog, który słyszy cały tramwaj. Pytania są często ignorowane, pojawiają się za to kilkuminutowe przerwy, w czasie których młody człowiek chyba układa sobie w główce ciąg dalszy wypowiedzi.
Nie, te przerwy nie są po to, żeby wysłuchać odpowiedzi na zadane wcześniej pytania. Chociaż zwykle rozmówca tak sądzi i zaczyna mówić - naturalny odruch wypełniania nagłej ciszy. Bywa wtedy uciszony lub zignorowany, a czasem młody człowiek po prostu mu przerywa i znów zaczyna mówić.

Często na aspikowy słowotok narażeni są sprzedawcy czegokolwiek - pan w sklepie spożywczym, pani w kasie biletowej, handlarz na bazarku... Czy tego chcą, czy nie, słuchają o rodzajach łączników tramwajowych. Nie mają wyboru - chyba że opuszczą kasę/stoisko i uciekną.

Najbardziej Aspika lubi stomatolog. Bezpiecznie i w ciszy może wykonać swoją pracę. I nawet nie wie, jakie ma szczęście, że wykonuje właśnie taki zawód ;)

piątek, 5 września 2014

O nowym

Nowe przychodziło powoli.
Najpierw to były pudełka.
Później pojawiły się kolejne i następne, i jeszcze więcej pudełek. Niektóre z zawartością, inne bez.
Później pojawił się niedoczas.
I jeszcze więcej niedoczasu.
Aż nadjechał samochód, zabrał pudełka, pudła i nas i stało się Nowe.

Nowe mieszkanie, nowa szkoła.
Ten sam Aspik :)



PS. Brak internetu - ale wpisy będą tak często, jak się da!

czwartek, 7 sierpnia 2014

Elementy

Aspik, jaki jest, każdy widzi.

Aspik wiking walczy ostatnio z całym światem.


Wychodzi do sklepu z krokodylami, z Nocną Furią, z własnoręcznie zrobionymi smokami... Kiedyś próbowałam go powstrzymywać, zabraniać. To było bez sensu. Tak ma przynajmniej zajęte ręce, nic nie zrzuci, nie pomaca bułek, nie sprawdzi daty ważności jogurtu w koszyku jakiejś obcej pani.

Nie wiem tylko, jak zająć mu usta. Bo to wciąż nasz malutki problem - gadanie o wszystkim, kompletnie bez dystansu, bez wyboru.
O tym, że kupiliśmy obrożę dla kota powiedział starszemu panu, który kotów nie cierpi.
O kolorze ścian w jego pokoju informował kasjerkę w sklepie (za nami kolejka - gigant, zdenerwowanie i pośpiech).
O Nocnej Furii uszytej przez matkę i Lodostrzale narysowanym osobiście mówił do pani w autobusie. Zaledwie 10 minut, ale bardzo długie 10 minut, rozumiecie, prawda?
Jeszcze pytania "Ale kiedy dokładnie? Za ile minut?", na które jedyną dopuszczalną odpowiedzią jest np. 3,5 minuty. Konkrety, konkrety.
"Pojedziemy? Ale podaj dokładną datę."
"Za trzy lata."
"Aha, ale dokładniej?"
Tu już boję się odezwać, bo niezwykła pamięć przypomni mi moje własne słowa za trzy lata, dokładnie określonego dnia. Nie wcześniej.

Smoki, smoki wszędzie.



Rysunki, smoki z papieru, wszelkich rodzajów, wielkości. Prezentowane światu czy tego chce, czy nie.
Aspik - Lodostrzał udaje, że pływa zamiast chodzić, zaczepia rękami przechodniów. Fascynacja - nieodłączny element ZA. Tak, wiem.

Tego lata takich elementów mamy więcej. Różnic rówieśniczych, problemów, zagadek. Trochę trudniejsze, bardziej wyprowadzające z równowagi lato.
Trzymajcie się i trzymajcie kciuki za nas.

czwartek, 24 lipca 2014

Dwa kółka

Równowaga nigdy nie była mocną stroną Aspika.
Zaczął chodzić samodzielnie w 15 miesiącu, chociaż dużo wcześniej przemieszczał się bardzo sprawnie na czworakach. Jeszcze wcześniej prześmiesznie pełzał na brzuchu :) Tak matkę na wspominki wzięło.
Aspik nie lubił trzymania za rękę. W tym pierwszym etapie samodzielnego chodzenia trzymał się łapkami kurczowo za bluzeczkę na piersi. A że nie upadał na łapki - to znaczy nie puszczał bluzki jak upadał - prowadzałam dziecko wtedy na szelkach. Na smyczy, jeśli kto woli tak to nazwać. Oboje czuliśmy się w ten sposób bezpieczniej, chociaż zdziwione spojrzenia innych ludzi ścigały nas wszędzie, gdziekolwiek się pojawiliśmy.
Później Aspik dostał swój pierwszy rowerek, czy coś w tym rodzaju. Rowerek biegowy, laufrad. Żółty i rzucający się w oczy. Znów wyróżniał się młody na ulicy, ściągał spojrzenia i prowokował pytania. "Ale jak to, bez pedałów?" "To tak specjalnie, czy wymontowaliście?"
Teraz rowerki biegowe nie dziwią już tak bardzo, stały się popularne, niemal modne. Ale to było w dawnych czasach, jakieś 5 lat temu ;)
Długo czekaliśmy, żeby syn ponownie pojechał na dwóch kółkach. Cieszyliśmy się bardzo z jazdy na czterech kółkach w dwóch odsłonach - hulajnogowej i rowerowej, ale chcieliśmy, żeby jeździł jak jego rówieśnicy. Żeby mniej się wyróżniał i był bardziej akceptowany przez inne dzieciaki. Dzieci bardzo zwracają uwagę na takie "drobiazgi", jak umiejętność jazdy na rowerze, rolkach czy innych sprzętach kołowych.

Nowa hulajnoga Aspika jest duża, żółta i ma dwa pompowane koła. A największa jej zaleta to to, że nie stuka na płytkach chodnikowych, na co wcześniej Aspik bardzo narzekał.
Zobaczcie sami.

Aspik jedzie!
Samodzielnie, na dwóch kółkach. Z dwiema nóżkami na podeście, przez kilka sekund utrzymując równowagę.





Hulajnoga jest tak duża i nietypowa, ze zwraca uwagę niemal wszystkich przechodniów. Niektórzy zachwycają się, inni pytają o firmę, lub cenę.
Miało być jak najnormalniej, a jeszcze bardziej się wyróżniamy ;)

sobota, 19 lipca 2014

O strachu

Aspik nie łączy strachu z niebezpieczeństwem. Był taki czas, że każde wejście do autobusu to były różne wersje katastrof: silnik się zatrze, pojazd wpadnie na słup wysokiego napięcia i stoczy się do rowu. Bez strachu, zwyczajnie wypowiedziana przepowiednia wypadku. Za każdym razem inna.
Za to nowe, nieznane miejsca już są straszne. Podobnie niespodzianki. On nie cieszy się, że dostanie prezent, dopóki nie wie, co to będzie. Później, jeśli ma określony czas oczekiwania, będzie cierpliwie czekał. A po rozpakowaniu będzie cieszył się, jakby był bardzo zaskoczony. Ale jeśli ktoś powie Aspikowi, że dostanie prezent niespodziankę - to będzie zdziwiony reakcją dziecka i, często, jego płaczem.

Generalnie jest tak, że ludzie boją się nieznanego. Naturalna reakcja. Pewnie dlatego niektórzy szybko kończą rozmowę i ulatniają się, gdy mówię o autyzmie/zespole Aspergera. Tymczasem diagnozowanych jest coraz więcej przypadków autyzmu, zatem coraz więcej będzie się o nim mówić, coraz więcej osób spotka kogoś z autyzmem, coraz więcej ludzi będzie miało w rodzinie lub wśród znajomych osobę z autyzmem.
Będzie coraz mniejszy strach przed tym zaburzeniem, zatem będzie większa akceptacja.

Znacznie gorzej ma się sprawa częściej spotykanego zaburzenia - padaczki. Tu wciąż wielu ludzi ma znikomą wiedzę. A pomóc umie naprawdę niewielu. A przecież chorych na padaczkę można spotkać bardzo często. Według statystyk co setna osoba będzie miała przynajmniej jeden atak w życiu.
Ludzie boją się chorych na padaczkę, bo nie umieją pomóc, boją się zaszkodzić bardziej. Bo w szkołach nie uczą udzielania pierwszej pomocy.
Czasem także lekarze innych specjalizacji, wiedząc o tym problemie niewiele, wolą napisać: "zakaz pracy przy maszynach w ruchu", zamiast sprawdzić, czy u danego pacjenta padaczka jest fotogenna.
Niestety, nawet niektórzy neurolodzy chcieliby zamknąć pacjenta w pokoju wyłożonym materacami. Dla bezpieczeństwa pacjenta, of course.
Przy takim podejściu innych, decyzja o ukrywaniu choroby jest niemal oczywista.
Chorzy też się boją. Ostracyzmu, wykluczenia.
I kółko strachu się zamyka.
Tymczasem z padaczką można żyć normalnie. Skończyć studia, pracować.
Oczywiście mówię tu o takiej, którą da się ujarzmić właściwie dobranymi lekami. Zwykle się da. Czasami nie jednym lekiem, ale dwoma, nawet trzema. Czasami nie za pierwszym razem trafi się z właściwymi lekami, czasami miną lata, zanim zestaw leków będzie tak dobrany, że ataki nie będą się pojawiać.
Da się.
Tylko spokojnie.




Strach zostaje. Zawsze będzie, byłby także, gdyby nie było padaczki. Strach o kogoś.
Normalne :)

wtorek, 15 lipca 2014

Dziecko w remoncie

Nie, nie będziemy remontować dziecka. On tego nie wymaga, chociaż my, starzy, często słyszymy od syna, że nadajemy się już tylko do remontu. Faktycznie przydałaby się wymiana kilku części, bolącego kolana na przykład...

Remont mieszkania oznacza wielkie zmiany. A remont mieszkania, do którego mamy się dopiero wprowadzić, które jest w "obcym" mieście, nieznane i nie wiadomo, czego się w nim spodziewać? To, wydawałoby się, zbyt dużo dla Aspika. Dlatego prowadząc Aspika po raz pierwszy do mieszkania byłam pełna obaw.
Tymczasem młody jak zwykle matkę zaskoczył:


Tu Aspik skrobie tapetę ze ściany. Zabrał się do tego z wielkim zapałem i chęcią, tylko rękawice ochronne przeszkadzały :)

Pozytywnym skutkiem przeprowadzki są kartonowe pudła. Żadne meble nie są już potrzebne, bo takie pudło zastąpi fotel, stół, samochód i łóżko. Tu w wersji kanapowo-fotelowej z wbudowaną funkcją rozrywkową.


Pozdrawiamy z pracowitych wakacji :)

czwartek, 10 lipca 2014

Pisanie

Aspik ma problemy z pisaniem. To wiemy już od dawna.
Pierwsze próby pisania były całkiem udane. Możecie o tym przeczytać na przykład TU, TU i TUTAJ. To było rok temu, a teraz...



Bez zmian.
Kto spróbuje przeczytać tekst powyższy?
Przykro mi, ale raczej tym razem nie macie szans ;) To fragment tabelki pogodowej, a napis to: "15:28 GRZMOT    PADA Z NICZEGO"

Od prawej do lewej, od lewej do prawej, pierwsza linia na dole lub na górze, litery odwrócone zupełnie dowolnie, czasami w jednym słowie jedna normalnie, następna w odbiciu lustrzanym. To jest właśnie aspikowe pisanie. Tak wyglądało półtora roku temu, tak wygląda po półtora roku terapii i pracy nad tym.
Po śladzie - nie ma problemu. Według wzoru - nie do przejścia. Wzór nie ma żadnego znaczenia, kiedy trzeba napisać coś kolejnego - zatem jedna linia powtarzania pisania cyfry 3 może wyglądać tak: 3 3 3 E 3 E E 3 3 3...
Możnaby pomyśleć, że coś jest bardzo nie tak z rozróżnianiem kierunków.
Tym bardziej, jeśli do sprawy dołączy się problem czytania. Sytuacja sprzed miesiąca: zatrzymujemy się na stacji paliw, czekamy. Aspik zafascynowany literami wszelkimi odwraca się w prawo i czyta: 95, 98, ON DIESEL.
Odwraca się w lewo i pyta:
- Mamo, tam jest 59 czy 95?

Albo jeśli pomyślimy o niedawnym układaniu klocków według instrukcji. Aspikowi poszło świetnie, tylko niektóre elementy składał w odbiciu lustrzanym.
Ale... Aspik doskonale wie, która strona jest prawa, która lewa, dół, góra, pod, nad itp.

Wiemy, że problem jest. To jest problem dużo większy niż tylko pisanie. Problem ćwiczony i w zakresie do wyćwiczenia wyćwiczony, w zakresie mierzalnym w normie.

Nikt nie wie, o co chodzi i dlaczego tak jest.


Niedługo pierwsza klasa. Problemy z pisaniem mogą sprawić, że młody człowiek znienawidzi szkołę. Wszystko będzie zależało od tego, na jaką nauczycielkę trafi.
We wrześniu zaczynamy nową terapię. Być może to coś, chociaż trochę?...

Swoją drogą myśl taka ostatnio przyszła mi do głowy. Wiem, że Aspik może wszystko, ale wiem, że są sprawy nie do przeskoczenia. Sprawy, które trzeba obejść.
Pisanie będzie jedną z nich - Aspik będzie pisał, będzie pisał poprawnie lub prawie poprawnie. Będzie ćwiczył, męczył się strasznie, znienawidzi to, ale zrobi.
Obecnie Aspik lubi pisanie. Lubi ćwiczenia, wie, że są ważne. Sam dużo pisze odręcznie, ale nikt z nas nie krytykuje go, jeśli napisze coś w lustrzanym odbiciu. Pokazujemy poprawny zapis. W szkole będzie MUSIAŁ pisać dobrze. Bo zła ocena, lub inni uczniowie będą się śmiać. Tam, przynajmniej na początku nie będzie miała znaczenia przekazywana treść, tylko poprawność zapisu.
Czy pisania odręcznego nie można by obejść? Nie zaniechać. Ćwiczyć rękę, ale nie zniechęcać, nie zmuszać.
Komputer mógłby pomóc. Aspikowi na klawiaturze pisze się łatwiej, przyjemniej, bez problemu lustrzanego odbicia ani pisania od dołu.
Ale komputera nie będzie, bo może się nauczy oraz podstawa programowa przewiduje, że dziecko zna literki oraz pisze literki równiutko w trzech liniach.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Tak sobie.

Wakacje mijają.

Wakacje to dobry czas na postanowienia.
My już mamy postanowione nowe zajęcia, które mają pomóc Aspikowi w jego problemach z pisaniem. Bo wciąż i uparcie litery mają dowolny kierunek, a słowa najlepiej zaczynać pisać w prawym dolnym rogu kartki. Choć w poprzednim tygodniu było dobrze - ale wtedy ze zdrowiem ogólnym było tak sobie. Jak to jest, że chore dziecko robi bez wysiłku to, czego nie potrafi, gdy już jest zdrowe?

Aspik zrobił kalendarz pogody. Na razie jeszcze w głowie, niebawem, jak obiecuje, także na kartce. I dziwi go, że od trzech dni codziennie o tej samej porze deszcz pada, chociaż na niebie nie ma chmur deszczowych. I grzmi.
Chłopaki z Koszykowej proszą, żeby Bóg już przestał robić zdjęcia. Bo ich policzki bolą od codziennego szczerzenia się do okna przy każdej błyskawicy.


Tymczasem Aspik produkuje ruchome obrazki oraz papierowe mikstury wydzielające kolorowe dymki.

czwartek, 3 lipca 2014

Wojtek

300 000 zł. Trzysta tysięcy złotych.
Co można za to kupić, co Wy byście kupili? Ile świadczeń medycznych, rehabilitacyjnych można za to sfinansować? Ile sprzętu?
Czy jest sens wydawać aż tyle na jakąś tam operację wcale nie ratującą życia?

Wojtuś ma 3 lata. Jak każdy trzylatek jest bardzo aktywny, ale w tej aktywności ogranicza go prawa nóżka, nóżka, która potrzebuje naprawy. Operacji wycenionej na 300 000 zł.
Wojtuś urodził się bez części kości piszczelowej w prawej nóżce. Ta nóżka jest krótsza o kilka centymetrów od lewej, zdrowej nóżki. Jest też ustawiona nieprawidłowo, wygięta do środka. Wada ta nazywa się Tibial Hemimelia.



W Polsce standardem leczenia jest amputacja i protezowanie.
W USA jest lekarz, który naprawia takie nóżki, ale koszt operacji jest bardzo wysoki.
Czy jest sens płacić aż tyle, skoro można załatwić sprawę w Polsce, będzie szybciej, dziecko będzie chodziło wcześniej, co prawda na protezie, ale jednak chodziło? I problem będzie załatwiony.
Czy jest sens narażać dziecko na wielomiesięczne cierpienie przy kolejnych operacjach, wydłużaniu i właściwym ustawianiu nóżki?
Pomyślcie przez chwilę, jak by Wam się żyło, gdybyście codziennie musieli zakładać "nogę". Gdybyście nie czuli stopą podłoża. Gdybyście mieli wybór - własna noga lub proteza - co byście wybrali?
I jeszcze ten koszt - koszt operacji, pobytu rodziny w USA przez kilka miesięcy i rehabilitacji. Ale czy protezowanie do końca życia nie jest bardziej kosztowne? Przecież protezy trzeba zmieniać, przez najbliższe kilkanaście lat Wojtek miałby ich kilkanaście, może dwadzieściaparę.  Bo dziecko rosnące potrzebuje protezy dostosowanej do wzrostu, sztuczna noga nie będzie rosła razem z dzieckiem.
Czy zatem te 300 000 zł to jest naprawdę tak dużo?

NFZ zgodził się sfinansować operację Wojtusia. Tylko i wyłącznie operację. To wielki sukces i wielka szansa. Wojtek będzie chodził. Będzie biegał i założy obydwa butki na swoje własne nóżki.

Jednak żeby marzenie chłopca o chodzeniu mogło się spełnić, potrzebne są pieniądze na przelot, kilkumiesięczny pobyt w USA i rehabilitację. Tego NFZ nie finansuje, a dla rodziny małego, dzielnego człowieczka to nadal niewyobrażalne kwoty. Nie można ich zostawić bez pomocy na tej ostatniej prostej.

Pomóc można na różne sposoby:

Wojtek ma stronę internetową http://www.wojtekbilinski.pl/ i profil na fejsbuku https://www.facebook.com/wojtusbilinski


Pomożecie?

niedziela, 29 czerwca 2014

Kot

Nadszedł wreszcie czas, żeby kilka słów napisać o najmniejszym.
Najmniejszy ma już prawie rok i jest kotem. Czarnym dachowcem, znajdą, przybłędą. Takim "nic", które prawdopodobnie ktoś wyrzucił. Wnioskujemy po tym, że kociak miał około półtora miesiąca, kiedy do nas trafił i był nauczony czystości. Poza tym był zadbany, miał ładną sierść bez pcheł i nie miał robaków. To według nas świadczy, że miał dom.
Z jakiego powodu znalazł się między samochodami obok naszej autystycznej poradni - nigdy się nie dowiemy. Na szczęście przygarnęła go aspikowa terapeutka, a później trafił do nas. Miał być na chwilę, został na zawsze :)

Kot otrzymał imię Albercik, co świetnie do niego pasuje.
Jest małym, wstrętnym rozrabiaką, który gryzie wszystko, co spotka na swojej drodze, łącznie z drzwiami.
Ten, kto twierdzi, że koty chodzą cichutko, nie spotkał naszego potworka.
Jest też bardzo rozgadanym kotem. Czasami chodzi od ściany do ściany i miauczy. Ale najlepiej tłumaczy jakiemuś wrogowi, np. musze, że powinna do niego zejść i dać się złapać. Przynajmniej tak to wygląda, gdy kot siedzi na parapecie, patrzy na muchę i "nawija" po kociemu.
Albercik pomaga Aspikowi w niektórych problemach. Dziś w czasie burzy dziecko nie miało czasu się bać, bo uspokajało kota.
Dzięki kotu Aspik uczy się, że jest ktoś jeszcze, kto ma własne, specyficzne potrzeby, humory i zachcianki.
Kot na szczęście bardzo otwarcie pokazuje wszystkie swoje emocje, łatwo rozpoznać, co mu się podoba, a co nie. Nie znaczy to, że mruczy albo drapie, o nie. Ten kot ma znacznie większy repertuar zachowań :) Aspik już niemal wszystkie kocie humorki rozpracował.
Czasem bawią się razem. Kot aportuje, taki to dziwak :) A kiedy Aspik bierze kota na ręce, a Albercik rozluźnia wszystkie mięśnie i nie próbuje się wyrywać nawet jeśli pozycja jest bardzo niewygodna.
Zdarza się, że obaj się na siebie wkurzają. Czasem kot chowa się przed Aspikiem, a czasem jest odwrotnie :) Ale wieczorem i tak kładą się na jednym łóżku, tuż obok.

Oto Albercik (autorem zdjęcia jest Aspik):


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Dzień Ojca

Dziś Dzień Ojca!
Składamy tatusiom serdeczne życzenia cierpliwości, wytrwałości i umiejętności znajdowania rozwiązania w każdej sytuacji :)

Mówi się, że ileśtam dziesiąt procent dzieci niepełnosprawnych wychowują samotne matki, bo ojciec sobie "nie poradził".
Ale nie każdy ojciec dziecka niepełnosprawnego odchodzi. Są prawdziwi mężczyźni, którzy są, pomagają, kochają. Niektórych z nich możecie zobaczyć na tym filmiku:



Zazwyczaj ojciec nie wie, jakie będzie jego dziecko. Czy będzie miało rude włosy? Czy będzie inteligentne jak tata?
Inni wiedzą. Poznają dziecko, gdy to ma już kilka miesięcy lub kilka lat. Niektórzy z nich zostają z wyboru ojcami dzieci niepełnosprawnych. Przychodzą, a nie odchodzą.

Was, panowie, podziwiam najbardziej i Wam składam życzenia najserdeczniejsze.


M. dobrze, że jesteś. Wszystkiego najlepszego :*

niedziela, 22 czerwca 2014

Jutro

Mało aspikowo, bardzo filozoficznie.


Tak by było idealnie. Na całe życie.
Ale czasem zdarza się inaczej. Czasem małżeństwo/związek się rozpada.
Niektórzy specjaliści mówią, że w takim przypadku rodzice powinni w takim samym stopniu uczestniczyć w wychowaniu dziecka. Widziałam propozycje "tydzień u mamy, tydzień u taty".
Drodzy specjaliści, tak się nie da.
Dziecko zostaje samo z jednym z rodziców, najczęściej z matką. A rodzic ten zostaje z problemami, które powinien móc z kimś dzielić.
Od dawna powtarzam, że najgorsze w samotnym macierzyństwie jest to, że nie ma z kim dzielić radości. Wszyscy znajomi mają dość wysłuchiwania, że dziecku już rośnie pierwszy ząbek, że ładnie zjadło obiadek. Nie chcą już oglądać rysunków i słuchać zabawnych powiedzonek.
Bo jakoś tak jest, że łatwiej słucha się o porażkach i problemach niż o radościach.
Z czasem emocje z poprzedniego związku się uspokajają i matka spotyka kogoś, z kim, jak jej się wydaje, chce dzielić życie. Ten ktoś akceptuje dziecko bez zastrzeżeń, dziecko nowym kimś jest zachwycone, po prostu sielanka. Dziecko co tydzień jeździ do ojca, który także zabiera go na święta i urodziny. Jest super.

Ale co się dzieje, jeśli nowa partnerka ojca nie akceptuje dziecka z poprzedniego związku swojego wybranka?
Ojciec nie zabiera dziecka na weekendy, czasami tylko spotka się z nim na mieście. Całe szczęście, że istnieją miejsca zabaw dla dzieci. Ojciec taki płaci na kilka godzin zabawy dziecka na zjeżdżalniach i w basenach z kulkami, a sam siada przy stoliczku i włącza laptop. A jak dziecko zgłasza, że głodne, zamawia pizzę. Oczywiście można jeszcze dziecko zabrać do dziadków, niech też nacieszą się wnukiem.
Dziecko czasem łapie lepszy kontakt z nowym partnerem matki niż z własnym ojcem. I co wtedy? Kogo zaprosić na Dzień Ojca? Kto ma chodzić na zebrania szkolne - ten widziany raz w tygodniu czy ten, który jest ciągle?
Straszne zamieszanie w życiu dziecka.

A czasem jest inaczej. Ojciec wcale się dzieckiem nie interesuje. Nie ma go ani w codziennym życiu, ani w weekendy. Nie ma go w decyzjach, od których czasami zależy całe życie dziecka.
Dziecku trudno wytłumaczyć, dlaczego nie ma komu złożyć życzeń na Dzień Ojca. Dziecku niepełnosprawnemu prawdopodobnie jeszcze trudniej.

W przeddzień Dnia Ojca pozwalam sobie powtórzyć dobrze znane powiedzenie:
Każdy może być ojcem, ale trzeba być kimś wyjątkowym, żeby być tatą.

wtorek, 17 czerwca 2014

Instrukcje - konstrukcje

Jak się czuje matka, której dziecko ustawia patyczki po lodach w fugach między płytkami i to jest jego najlepsza zabawa? Kuchenna podłoga często była w ten sposób "udekorowana". I absolutnie nie wolno było żadnego ruszyć ani się o niego potknąć.
Z czasem do patyczków dołączyły klocki drewniane. To już był rodzaj hardkora (choć jeszcze nie wiedzieliśmy, do czego to zmierza). Potknąć, a zatem przesunąć klocek było znacznie łatwiej, niż to samo zrobić z patyczkiem po lodzie.
W tym czasie mniej więcej na bilansie dwulatka padło pytanie, czy syn ustawia wieżę z 3 klocków. Nie, ale układa pociąg. A, to dobrze, manipuluje przedmiotami.
Później pociągowo - rządkowa pasja przeszła w fazę trochę bardziej akceptowalną. W salonie rozrastały się konstrukcje z torów drewnianych. Czasem jeździły po nich pociągi powtarzając to, co Aspik obejrzał w swoich ulubionych wówczas bajkach "Stacyjkowo" i "Tomek i Przyjaciele".
Torów przybywało, konstrukcje przybierały coraz ciekawsze, bardziej złożone formy. Obecnie gdy są rozłożone zajmują całą dostępną przestrzeń poziomą.

Klocki drewniane to zupełnie inna kategoria zabawek. Wciąż są używane, teraz już jako dodatek do torów. Wcześniej Aspik układał z nich "pralnię", czyli starannie układał jeden klocek przy drugim, bez żadnych przerw tak, żeby stworzyły wypełniony kwadrat. Dlaczego pralnia - nie mam pojęcia :)

"Co kupić małemu na urodziny? Może klocki?"
"Jasne, ciociu, ale przygotuj się, że to Ty je będziesz układać."
Klocki LEGO, najbardziej uniwersalna zabawka świata. Każdy je miał, każdy składał, najpierw według instrukcji, później według tego, co dyktowała mu wyobraźnia, ograniczony wyłącznie zawartością zestawu. Aspik dostawał super zestawy bardzowieloelementowe klocków wyżej wymienionych. Czasem uczestniczył w składaniu zestawu przez 2 pierwsze strony instrukcji. Częściej nie. Bo małe elementy, bo zmęczony, bo nie umie.
Kiedy goście już wyszli, Aspik brał z zestawu elementy, które spodobały mu się bardziej od innych i budował własne konstrukcje - nieskomplikowane, kilku lub kilkunastoelementowe. Odkładał je na półkę na pamiątkę.
Z czasem, gdy już klocków zaczynało brakować, doszliśmy do tego, że konstrukcje można na pamiątkę sfotografować. Taki sfotografowany obiekt można było już rozłożyć na części i zbudować coś innego :)
Dodatkowym problemem w budowaniu według instrukcji jest problem postrzegania, ale to temat na oddzielny wpis.
Dziś z niewielką pomocą polegającą głównie na korekcji odbić lustrzanych Aspik zbudował port lotniczy.


Nie było łatwo, ale się udało.

Jest super! :)

piątek, 6 czerwca 2014

Mety-o-rety i komety

czyli zwiedzanie doskonałe.

Bywamy. W różnych miescach.
Na przykład byliśmy na Polach Mokotowskich byliśmy wtedy, gdy rajd na autyzm się odbywał.
Aspik skakał na trampolinie, dał sobie namalować na twarzy koci pyszczek, zrobił scrapkową kartkę z okazji Dnia Matki, kupił dwa znaczki z Pracowni Rzeczy Różnych, zjadł brzoskwinię i stwierdził, że czas do domu. Wszystko to trwało niecałe półtorej godziny.


Zdjęcie Scrap & Art.

Jeszcze krócej byliśmy na Stadionie Narodowym w dniu pikniku naukowego.
Zaledwie godzinę. Uwierzycie?

Jak działa ABS?
Doświadczamy fizyki :)

W pojeździe zwanym "Kropelką". Przez całą Polskę na 1 litrze paliwa!


Najciekawszy pojazd.
Trzeba było wsiąść :)

Drukarka 3D :)


Robienie...
...jądra komety!

-----------------------------
* Efektem Pikniku Naukowego jest książeczka napisana przez Aspika o frapującym tytule
ETY
METY ORETY I KOM
zawierająca istotne informacje o jądrach komet oraz rysunki. Zamieszczę ją na blogu jeśli otrzymam zgodę autora :)

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Podryw

Zaczęło się niewinnie.
Wsiedliśmy na początkowej stacji pociągu relacji Warszawa Wschodnia - Łódź Kaliska. Początkowa stacja oznacza puste przedziały. Te najbardziej przez nas poszukiwane. Zajęliśmy jeden z nich.
Ale już na kolejnej stacji wsiadło kilkoro pasażerów.
I zaczęła się jazda :D
Zwyczaj w pociągach jest taki, że osoba wchodząca do przedziału pyta "czy można". Zazwyczaj. To znaczy zazwyczaj pyta i zazwyczaj można.
Tym razem dosiadający także pytali. A Aspik odpowiadał - w swoim własnym, niereformowalnym stylu: "Można, ale uprzejmie proszę o ciszę, bo nie lubię hałasów".
Kilka osób wystraszył i nic sobie nie robił z ostrzegawczych syknięć matki.
Jedna odważna pani usiadła naprzeciw Aspika.
W tym czasie młody badacz był zajęty robieniem wiatroprowadnicy z zasłony pociągowej, zatem był chwilowo niegroźny. Ale już za chwilę...
Kto zna mojego syna ten wie, że on w oczy nie patrzy. Odwraca się we wszystkie strony, byle nie patrzeć na rozmówcę. Ba, zdarza mu się podejść do obcego człowieka i zacząć nawijać "mamo, a wiesz...". tak bardzo nie patrzy na ludzi.
Tym bardziej niepokojące jest, gdy Aspik wlepia w czyjąś twarz te swoje śliczne, szaroniebieskie oczyska. I wpatruje się jak kot, bez ruchu, bez mrugnięcia.
Obiektem skupionej obserwacji stała się wspomniana odważna pani z naprzeciwka.
- Czy ja pani skądś nie znam? - zapytało dziecko po dłuższej chwili.
Pani odparła, że raczej nie.
- Bo jechałem pociągiem z podobną panią. Rozmawiałem o pociągach.
Pani odparła, że to nie mogła być ona, bo zapamiętałaby taką podróż. I zapytała, kiedy to było.
Dziecko odpowiedziało, że w zeszłym roku i płynnie zmieniło temat:
- A lubi pani pociągi?
Pani pociągi owszem, lubi, chociaż nieczęsto nimi jeździ.
- Znudziły mi się. Wolę samoloty wojskowe. Zrobiłem książeczkę o samolotach wojskowych. Chce pani zobaczyć? Tu jest napisane "potstawowe samoloty"*. Jak-17. F/A-18 Hornet, tu zrobiłem błąd bo napisałem horet a powinno być hornet. F-16. Ten samolot narysował pan Marcin. To jedyny nieprawdziwy samolot w mojej książce.

I w ten oto sposób Aspik podbił serce pewnej pani uprzejmą prośbą o ciszę i własnoręcznie napisaną książką. Zaś pozostali pasażerowie podśmiewali się pod nosem i z ulgą myśleli o tym, jakie to szczęście, że nie ich dopadł mały pisarz :D

---------------
* Pisownia oryginalna. Pisane z góry na dół.

wtorek, 27 maja 2014

Kilka słów o mowie

Aspik mówi. Każdy, kto go zna, to potwierdzi.
Mówi dużo, mówi bez przerwy. Zawsze ma sprawę, gdy matka próbuje do kogoś zadzwonić lub z kimś porozmawiać.
Mówi przy wstawaniu i ubieraniu się. Mówi przy jedzeniu. Mówi podczas czekania na przystanku i podczas jazdy autobusem. Mówi przy zasypianiu.
Mówi.
Ale nie zawsze tak było.
Zastanawialiście się nad genezą słowa "niemowlę"? Małe dziecko, które nie potrafi jeszcze mówić. Ale przecież nawet bardzo małe dziecko jakoś się porozumiewa, nie milczy. Pokazuje, gaworzy, mówi pierwsze zniekształcone słowa...
Aspik był rzeczywiście niemowlęciem. Głużył w bardzo wczesnym okresie, ale później już nie powtarzał sylab (to takie słodkie dziecięce "babababababababa").
Pierwszych słów dwusylabowych doczekaliśmy się już po pierwszym roku. A w 18 miesiącu mówił 5 słów znaczących. I nikt nie zwrócił na to uwagi jako na nieprawidłowość.
Ale już jako 2,5 roczne dziecko Aspik mówił zdaniami.
Niedługo później zdaniami wielokrotnie złożonymi, używając wszystkich przypadków istniejących w języku polskim. Właściwie nie robił błędów gramatycznych, składniowych.
Śmialiśmy się, gdy trzylatek krzyczał "mamo", a nie jak większość "mama". Używał wołacza.
A jego sposób rozumowania doprowadzał nas do łez ze śmiechu. Gdy dostał zadanie - pojazd bez kół i polecenie "dokończ rysunek i pokoloruj" to kończył rysunek. Dorysowywał kółka i kolorował je. Tylko kółka. Bo takie było polecenie.
Gdy polecenie brzmiało "połącz kropki" - łączył. Każdą z każdą.
A kiedy dziadek powiedział do niego, że jest słoneczkiem, trzylatek odpowiedział pokazując na paluszkach:
- Nie jestem słoneczkiem, bo po pierwsze nie jestem na niebie, po drugie nie świecę, po trzecie nie zachodzę.
Sposób wyrażania syna czasami zadziwiał wszystkich łącznie ze mną.
Aspik zrobił kiedyś wykład w przedszkolu na temat chlorofilu, który jesienią drzewa wycofują z liści. I zostaje karoten. A nauczycielka pytała tylko, co dzieje się z przyrodą jesienią.
A w sklepie z butami (Aspik je uwielbia, bo zwykle na środku sklepu można usiąść) krzyknął do mnie "pani matko". Zwrot usłyszał w pewnej piosence.
Obecnie Aspik ma bardzo bogaty zasób słów, co potwierdziła poradnia psychologiczno - pedagogiczna w badaniach. Syn używa wielu skomplikowanych zwrotów. Opowiada o silnikach używając fachowego słownictwa. Zna nazwy i budowę lokomotyw. Obecnie poznaje samoloty wojskowe.
Jednocześnie zdarza się, że czasem jego niezrozumienie wbija nas w ziemię. Na przykład wtedy, gdy poprosiłam syna, żeby położył coś na taborecie, jednocześnie pokazując ręką w kierunku właściwym. A syn zatrzymał się w połowie drogi i czekał. Nie zrozumiał. Zwykle mówiliśmy "stołek".
Albo gdy upiera się, że reklamówka i torebka to różne rzeczy. Podobnie jak jogurt i danio.
Wciąż nie wiemy, który Twix jest prawy, a który lewy. Bo Aspik woli ten batonik, na który według reklamy karmel spływa falami.
Niekiedy myli znaczenia słów. Opowieść o ulubionej kanapce lodowej brzmiała tak:
- Ona ma kakaowe ciastko, a reszta ma wafelek. Ona ma jeden smak nadzienia, a reszta ma wyborne.
Chodziło o to, że kanapki lodowe mają różne smaki do wyboru, Aspik ich nie lubi...
Inny (mój ulubiony) przykład to:
- A czy dynamitom teren się dopala?
Dynamit ma lont. Lont = ląd = teren. I już: "czy dynamitom lont się dopala?"  brzmi bardziej zrozumiale :)
A o co chodzi z pytaniem "którą ręką rządzi lew?" To proste. Lew-a ręka. Ręka, którą rządzi lew.

Tyle Wam powiem :P


----------------------------------
Ja od kilku już lat spisuję najciekawsze teksty syna szybko na kartkach, biletach lub na ręku. Bo takie wypowiedzi już nigdy się nie powtórzą :D

niedziela, 25 maja 2014

Badacz

W naszej poradni na tablicy ogłoszeń jesienią wisiała taka kartka:


Wysłałam zgłoszenie i... długo, długo nic.
Kiedy już zapomniałam o tym zaproszeniu na badania, zadzwonił telefon i kobiecy głos zaprosił nas na pierwsze spotkanie - jeszcze bez komputera. Miało być to sprawdzenie możliwości dziecka, czy da sobie radę, jak funkcjonuje... W praktyce sprowadzało się do testu na inteligencję dziecka i formularza do wypełnienia dla mnie. Oraz miłej pogadanki z jedną z pań prowadzących badania :)
Aspik był badany dość długo. Nie wiem, co to był za test, ale polegał na tym, że kolejne pytanie (o wyższym stopniu trudności) zadawano, gdy dziecko rozwiązało poprzednie zadania.
Po wyjściu pani prowadząca test powiedziała, że moje dziecię doszło do tego pytania, którego ona też nie umiała rozwiązać. Zatem inteligencja bardzo wysoka :)
Minął znów jakiś czas, znów niemal zapomniałam o tych badaniach. I znów odezwał się telefon i zaproszono nas na kolejną turę badań. Diagnosta miał potwierdzić aspikową diagnozę. Pojechaliśmy, ale okazało się, że pani nie dojedzie.
Byliśmy już na miejscu, zatem zaproponowano nam przetestowanie gier już na komputerze.
Poprzednie badania były na 2 piętrze, jechaliśmy windą. Tym razem także Aspik wystartował od razu do wind. Pamiętał doskonale topografię miejsca, w którym był tylko raz kilka miesięcy wcześniej.
Tym razem zaproszono nas do innego pokoju. Na parterze. Zatem gdy Aspik dotarł do dobudowanej części budynku, gdzie parter był dwa schodki wyżej, zatrzymał się i głośno zaprotestował. Przecież miało nie być schodów :D
Ustawianie sprzętu trwało dość długo, Aspik się denerwował, że musiał wodzić wzrokiem za piłką przemieszczającą się po ekranie, później za biedronką... Ale udało się, gra została przetestowana, a co z testów wyjdzie - dowiemy się w przyszłości :)




Informacje o testowanym przez Aspika programie i możliwość testowania go w domu na stronie http://autilius.pl/

piątek, 23 maja 2014

Rozwiązanie :)

Przedstawiamy rozwiązanie konkursiku z poprzedniego wpisu.
Wszystkie odpowiedzi cieszyły mnie bardzo. Za serce ujęły mnie odpowiedzi gemmy - bardzo prawdopodobne, ponieważ Aspik uwielbia film "Jak wytresować smoka".
Ale rozwiązanie jest inne. Oto ono:



Jak-17. Samolot wojskowy :)

To oznacza, że zwycięzcami konkursu zostają:
Taka sobie mama
Dzielny Franek
i Ania Kowalska.

Gratuluję :)

Proszę Was o kontakt mailowy na matka_aspika@gazeta.pl


Jeszcze słóweczko o historii zadania.
Poprosiłam syna, żeby wymyślił jakieś pytanie na konkurs. Niedługo później przyniósł mi te dwa obiekty z konkursowego zdjęcia. Na pytanie "co to jest?" odpowiedział, że jest to zadanie konkursowe :D
M. powiedział, że to dżdżownice z doczepionymi skrzydłami.
Ja byłam przekonana, że to F/A-18 Hornet, samolot wojskowy, o którym Aspik ostatnio każdemu opowiada. Bardzo zaskoczyła mnie odpowiedź Ani Kowalskiej, bo to samolot z tej samej rodziny :)
Właściwą odpowiedź poznałam dopiero wczoraj wieczorem.

wtorek, 20 maja 2014

Gościnnie i konkursowo

Matka napisała wpis gościnny, który można od dziś przeczytać tutaj: http://www.terapiaztabletem.pl/aspik-w-kilku-odslonach/.
Z tej okazji do rozdysponowania mamy trzy darmowe 30-dniowe konta z grami na tablet drOmnibus.
Aspik wymyślił zadanie konkursowe, według mnie dość trudne.
Co to jest?



Trzy osoby, które odpowiedzą prawidłowo (lub będą najbliżej prawdy) otrzymają dostęp do gier terapeutycznych dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. DrOmnibus to narzędzie do wspierania terapii dzieci z zaburzeniami rozwoju.
Moim zdaniem warto spróbować.

Powodzenia :)

poniedziałek, 19 maja 2014

Cyrk

Tym razem cyrk prawdziwy, taki z namiotem, pokazem czegoś w rodzaju klaunów, popcornem i całym mnóstwem niezbędnych każdemu świecących gadżetów.
A w nim Aspik. Zdjęcie robione w ciemności, jakość bylejaka, ale TEN uśmiech wyraźny :)


Na zdjęciu jeszcze bez zatyczek do uszu.
Siedzieliśmy sobie w ostatnim rzędzie, niedaleko wyjścia (w razie potrzeby nagłej ewakuacji). Wyposażyliśmy się we wszystko, co mogłoby okazać się potrzebne: picie, jedzenie, zatyczki do uszu, czapkę z daszkiem, ciemne okulary...
I udało się! Całe przedstawienie, dwie części z przerwą, młody człowiek przesiedział. I cóż z tego, że przez cały czas miał zatyczki do uszu, a pół drugiej części pytał "Długo jeszcze?" i "Ile jeszcze minut zostało?" Ważne, że dziecko wyszło szczęśliwe, informując każdego, że był w cyrku. I że znów pójdzie, kiedy cyrk znów przyjedzie.

PS. Aspik z pomarańczowymi zatyczkami w uszach, siedzący w ostatnim rzędzie, pytający co chwila pełnym głosem "Długo jeszcze?" wzbudzał momentami większe zainteresowanie niż przedstawienie :)

PS2. Jedynym zwierzęciem w tym cyrku był pies. Było też kilkoro uczestników programu Mam Talent. Tak nietypowo.
Matce bardzo się podobało :)

piątek, 9 maja 2014

Kolejka

Miało być o pociągach, ale pociągi poczekają. Tym razem krótki wpis o kolejce ;)

Czasem matkę nachodzi taka myśl, że Aspik zaburzeń się pozbył (oczywiście matka wie, że to niemożliwe). Że zupełnie zwyczajnym chłopcem jest, zatem nie ma co go po lekarzach ciągać, terapie serwować. Trzeba dać dziecku się bawić.
Zwłaszcza, gdy na przystanku tramwajowym dziecko informuje zupełnie grzecznie starszego pana, że właśnie nadjeżdża stary tramwaj. I odpowiada na pytanie, czy takie tramwaje lubi. Lubi.
Pan dalej informuje, że on woli takie nowsze. Na to młody z pytaniem, czy te 120N, nieco starsze, czy może 120Na.
Później dziecię bierze pana za rękę i razem wchodzą do tramwaju. Tego starego.
A ja słyszę, że dziecko bardzo dobrze wychowane, grzeczne, uprzejme, z bogatym słownictwem. I takie otwarte. Rzadko spotyka się takie dzieci.

Później, innego już dnia czekamy w kolejce do ortopedy. Kolejka taka sobie, pięć czy sześć osób, chociaż zapisy na godziny. Ale, jak informuje pani z recepcji, to godzina orientacyjna. Czyli należy przyjść na określoną godzinę i zorientować się, za kim się będzie wchodzić.
Czekamy zatem całe dwie minuty, gdy Aspik zaczyna śpiewać.
Uciszony przez matkę zmienia płytę na mówienie "nudzi mi się" w regularnych 30-sekundowych odstępach. Co jakiś czas jeszcze pyta "długo jeszcze?" i "która godzina?"
A gdy mija godzina określona na skierowaniu - zaczyna płakać, bo teraz będzie trzeba czekać do następnego dnia.
Wytrwaliśmy w ten sposób 4 osoby, czyli prawie godzinę. Kolejka tymczasem robiła się dłuższa. Razem z nami czekają same starsze osoby. Cóż, jak powiedział pewien pan (również czekający), ortopeda to lekarz dla starych ludzi. Społeczeństwo się starzeje, kolejki do ortopedy się wydłużają. Po co my tam poszliśmy??
Gdy po raz kolejny ktoś popatrzył na Aspika z dezaprobatą, której trudno się dziwić, ja rzuciłam w przestrzeń: "Jakie niegrzeczne dziecko. Niewychowane. Nie potrafi zachować się w kolejce."
To sprowadziło na nas zaciekawione spojrzenia. Kontynouowałam. Powiedziałam, że syn ma zespół Aspergera, nie rozumie norm społecznych. Musi nauczyć się zachowywać właściwie, bo to nie jest dla niego oczywiste i naturalne. Że siedzenie w poczekalni pełnej ludzi jest dla niego problemem.
Usłyszałam, że dziecko ma prawo się nudzić w takim miejscu, ma prawo zachowywać niewłaściwie, bo to jeszcze małe dziecko.
Zaledwie siedmioletnie.

Czyli według powszechnej opinii Aspik jest zwyczajnym, bezproblemowym dzieckiem.

Wyjątkiem jest pan ortopeda, który kazał Aspikowi się rozebrać, sprawdził jego stopy i stwierdził, że wszystko jest ok. Stwierdził także, że syn jest bardzo niegrzeczny. Zapytał go, kto go nie wychował. I stwierdził, że takie dzieci będą pod kontrolą, bo na szczęście prawo się zmienia.
Nie dociekałam, o co panu doktorowi chodziło.

czwartek, 8 maja 2014

Nie o pociągach :)

Aspika pasją ostatnią są samoloty papierowe. Gdziekolwiek jest prosi o kartkę papieru, nożyczki i kredki. Dwóch ostatnich przedmiotów czasami nie używa, nawet gdy są pod ręką. Kartki - zawsze.
Mamy zatem mnóstwo papierowych samolotów w rozmaitych kształtach.
Niektóre złożone zgodnie z radami wujków, którzy samoloty składali wiele lat temu i wypraktykowali wiele wzorów. Te samoloty latają najlepiej, chociaż aspikowe łapki niezbyt równo zginają papier.
Są ulepszenia samolotów powyższych. Zazwyczaj nie latają, ale spadają torem dziwnym.
Mamy bombowce, czyli kawałek kartki zwinięty w walec i sklejony, z doklejonymi skrzydłami i ogonem.
Wycięte kształty zbliżone do samolotów. Niektóre dodatkowo złożone tak, żeby przypominały kształtem samolot pasażerski. Jeden z nich ma nawet podwozie, które Aspik chowa podczas lotu.
Mamy także lotniskowiec (to taka jednostka pływająca) z papieru, z wyznaczonymi pasami startowymi.



Dziś jednak pojawił się problem:
- Jak zrobić odrzutowiec z papieru? Bo ja wiem, jak zrobić szybowiec, ale skąd wytrzasnąć silniki odrzutowe tak lekkie, żeby papier je uniósł. I tak małe, żeby zmieściły się na kawałku papieru.

poniedziałek, 5 maja 2014

Majówka

Zwariowaliśmy. Wybraliśmy się w 340 kilometrową podróż w deszczu straszliwym i majowym. Po co? Żeby w zimnicę stać na wiadukcie. Dać się sadzy osadzić. Warto było.


Zaliczyliśmy wszystkie atrakcje tegorocznej majówki w Wolsztynie:
- Zamarznięcie do zdrętwienia palców. Matce u rąk, Aspikowi u nóg (?? przy podwójnych skarpetach i ciepłych butach? i cały czas w ruchu?)
- Niezjedzenie obiadu, bo sosy niedobre. Tak, trzeba było zamówić frytki. To potrawa, której żadna restauracja nie zepsuje.
- Straszliwy bojler, który uniemożliwiał mycie się w łazience hotelowej.
- Pasztet mechaniczny, czyli ktoś (matka oczywiście...) przeczytał głośno skład pasztetu, w którym głównym składnikiem było mięso oddzielone mechanicznie.
- Przebywanie w kłębach dymu. Groźby zaczadzenia chyba nie było, wiatr szybko dym rozwiewał. Za to ciepełko całkiem przyjemne.
- Ubranie się na Paradę Parowozów w jasne ubrania. Uwierzcie, to był bardzo wielki błąd.


 

Po paradzie. Napełnianie wodą i węglem najstarszego, 102-letniego parowozu:



Przed nocnym przedstawieniem:


Artystycznie ;)