O kurczę! Własnym oczom nie wierzę. Mam już ponad tysiąc odwiedzin na blogu! Z tej okazji trzeba uzupełnić informacje o Aspiku o przebieg procesu diagnostycznego.
Pierwsze niepokojące sygnały opisałam w którymś poprzednim poście. Otrzymałam je od wychowawczyni przedszkolnej Aspika. Spowodowało to wizytę u najbliższego psychologa dziecięcego. Po miłej rozmowie, w czasie której opisałam problemy syna oraz spostrzeżenia nauczycielki zaproponowano nam wizytę w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Zapisałam więc Aspika do PPP.
W PPP byliśmy dwukrotnie. Pierwszy raz byłam sama, bez Aspika opisywałam problemy syna oraz spostrzeżenia nauczycielki. Drugi raz byliśmy już razem z synem. Pani powiedziała, że dziecko mieści się jeszcze w normie rozwojowej, poza tym jest za młody i nic nie mogą nam zaproponować.
Mniej więcej w tym samym czasie udaliśmy się do psychologa prywatnie. Na pierwszej wizycie opisałam problemy Aspika i spostrzeżenia nauczycielki. Pani psycholog powiedziała, że w pierwszej kolejności należy wykluczyć problemy somatyczne i zaproponowała nam wizytę u neurologa i okulisty (problemy w układaniu klocków, niechęć do rysowania, słaba równowaga).
Okulista powiedział, że na szczęście z oczami problemów nie ma.
Neurolog po krótkim badaniu powiedział, że odruchy są prawidłowe i nie trzeba na razie męczyć dziecka kolejnymi badaniami. Zalecono nam zrobienie Diagnozy Integracji Sensorycznej. Na konsultację mamy się zgłosić przed wakacjami.
Druga i trzecia wizyta u psychologa była już z dzieckiem. Aspik został z panią w gabinecie, bawił się lokomotywą (na szczęście gabinet jest wyposażony w ten niezbędny sprzęt ;))
W tym samym czasie zaczęliśmy Diagnozę Integracji Sensorycznej. Kto zgadnie co było na pierwszym spotkaniu? Tak jest, opisałam problemy syna i spostrzeżenia nauczycielki przedszkolnej. Zaczęło mnie to nudzić i stwierdziłam, że jeżeli nie otrzymam żadnej konkretnej odpowiedzi albo przynajmniej wskazówki co robić dalej to zwariuję. I z pewnością nie zapiszę się już nigdzie i nie będę po raz kolejny opowiadać o problemach syna i spostrzeżeniach nauczycielki. Na szczęście po kolejnych dwóch czy trzech spotkaniach otrzymałam siedmiostronicowy opis syna oraz wskazówki, jak z nim pracować.
Niedługo potem nadszedł czas czwartej, podsumowującej wizyty u psychologa. Pani skierowała nas do psychiatry dziecięcego.
Zabrzmiało groźnie i trochę mnie przeraziło ale zapisałam syna. I znowu opowiedziałam o problemach syna i spostrzeżeniach nauczycielki. Po kolejnych dwóch wizytach dostaliśmy diagnozę i skierowanie do Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży w Warszawie.
Tym samym zakończyliśmy chwalebnie proces diagnostyczny.
Wszystko od pierwszych sygnałów z przedszkola do diagnozy trwało 8 miesięcy. Samo pisanie o tym czasie mnie męczy.
Prawdopodobnie gdyby wcześniej padła nazwa autyzm lub Zespół Aspergera cała diagnoza byłaby znacznie krótsza i prostsza. Poszlibyśmy do ośrodka zajmującego się diagnozą, zapłacilibyśmy, odbylibyśmy wymaganą liczbę spotkań (z tego, co się orientuję 4 do 6 godzin).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz