Agnieszka, mama dzielnego Franka (http://dzielnyfranek.blogspot.com/) w jednym ze swoich postów napisała, że każda zabawa ma drugie dno, zabawa spontaniczna nie istnieje (albo coś takiego, nie pamiętam dokładnie ;))
Agnieszka ma stuprocentową rację.
Aspik w ogóle zbyt zabawowym chłopakiem nie jest. Dla niego istnieją tylko lokomotywy i praktycznie wszystko może stać się lokomotywą. Samochody, klocki drewniane, patyki, nawet sam Aspik.
Każdą "zabawę" oceniam pod kątem przydatności terapeutycznej. Wszelkie układanki, puzzle wzmacniają procesy analityczne i spostrzegawczość. Gry planszowe (chińczyk i podobne), domino uczą wzajemności, czekania na swoją kolej oraz trudnej prawdy, że w grach losowych nie zawsze się wygrywa. Rysowanie wzmacnia mięśnie potrzebne do pisania. Lepienie z ciastoliny i innych mas, także wyrabianie ciasta pomaga zrozumieć, że "brudne" rączki to nie koniec świata (to nie nadwrażliwość tylko przekonanie, dopóki nie zobaczy jest ok), a także rozwija małą motorykę i uczy, że trzy kulki jedna na drugiej to bałwanek, a jedna za drugą to gąsienica.
Chodzenie po krawężniku ćwiczy równowagę, podobnie jak rowerek biegowy, choć w innym zakresie. Wszelkie zabawy z użyciem dużej piłki, siedzenie, leżenie, podskakiwanie pomagają Aspikowi lepiej poczuć swoje ciało (propriocepcja). Tak samo jak zabawa w naleśnik (zawijanie dziecka w kocyk i masowanie) i kilka innych podobnych zabaw-ćwiczeń. Bieganie, wspinanie się, skakanie ćwiczy dużą motorykę.
Zbyt dużo pracy zostało do wykonania, żeby był czas na spontaniczność. Tylko, że o tym wiemy my, dorośli. Dziecko ma się w tym wszystkim w miarę dobrze bawić, chociaż niektóre "zabawy" są dość trudne.
Na koniec dowód, że Aspik jest najprawdziwszym Asem (tak twierdzi matka, a matki nigdy się nie mylą :)) Pm36 według Aspika:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz