czwartek, 17 maja 2012

Codzienność

Zabieram się do nowego posta jak pies do jeża. Nie dlatego, że nie ma o czym pisać, nie dlatego, że pisać się nie chce. Po prostu pisze mi się coraz trudniej, pojawiają się nowe problemy, a ja bym chciała utrzymać blog w radosnej tonacji. Albo przynajmniej nie robić z niego tragicznej opowieści o wychowywaniu ciężko upośledzonego dziecka. Bo nasze życie tragiczne nie jest, a Aspik nie jest upośledzony :)

Jest jednak jedna sprawa, która męczy mnie i muszę wreszcie się na temat wypowiedzieć.
Czy ja mam walczyć przez całe życie?
Dzisiaj (i wiele razy wcześniej) odbierając Aspika z  przedszkola nie wzięłam jego rysunku. Powód bardzo prosty: Aspik myślał, że ja spakowałam rysunek, ja myślałam, że to on wziął swoje dzieło. I tym sposobem w domu okazało się, że kartka została w przedszkolnej szatni.
Sytuacja zwyczajna, normalna. Zostało, poczeka, jutro pójdziesz, synku, do przedszkola, weźmiesz.
Nic z tego. Trzeba wrócić, zabrać rysunek. Bo będzie wrzask, wycie i koniec pracy na resztę dnia. A po południu trzeba jeszcze poćwiczyć.
Wszystko w porządku, rysunek był w przedszkolu, odebraliśmy, wróciliśmy ze zgubą do domu, cała operacja trwała prawie godzinę.
Aspik spokojny, matka zadowolona. No, prawie zadowolona. Bo w głowie matki zapala się czerwone światełko: źle zrobiłam, znów uległam dziecku. Jestem dla niego zbyt pobłażliwa, pozwalam się terroryzować. Pozwoliłam własnemu synowi wejść mi na głowę.

I już nie wiem, co robić.

Mogę walczyć z Aspikiem i nie ulegać mu w tych drobnych sprawach jak natychmiastowy powrót do przedszkola po zaginiony rysunek. Wtedy Aspik będzie nieszczęśliwy ale może rzeczywiście się czegoś nauczy. Otoczenie będzie postrzegało matkę jako niewydolną wychowawczo (bardzo ładne sformułowanie). Aspika otoczenie będzie uważało za rozwydrzonego bachora. Matka będzie miała wyrzuty sumienia i nieprzespaną noc z powodu płaczu syna.
albo
Mogę walczyć z otoczeniem (najbliższymi, sąsiadami...) i dalej pozwalać mu wyprowadzić się z domu po zaginiony rysunek. Wtedy Aspik będzie zadowolony. Otoczenie będzie postrzegało matkę jako sterroryzowaną i niewydolną wychowawczo. Otoczenie będzie uważało Aspika za rozwydrzonego bachora ale z winy matki, która mu na wszystko pozwala. Matka będzie miała wyrzuty sumienia bo może rzeczywiście na zbyt dużo pozwala Aspikowi.

Niezależnie od wybranej opcji trzeba walczyć?

3 komentarze:

  1. To trudne wybory, jak znaleźć ten zloty środek, na ile ulec, a na ile być stanowczym. Bo nie zapominajamy, że nasze dzieci nie tylko są Aspi, ale też mają swoje charakterki jak każde dziecko, sprawdzają nas, wymuszają, próbując tym osiągnac swój cel, dlatego trzeba postawić granicę, dziecku, ale i sobie. Nie można tłumaczyć każdego zachowania tym, że dziecko ma autyzm. Nie obwiniaj się także, że czasami ustępujesz, jesli uważasz, że robisz to za często to nastepnym razem postaraj się postapić inaczej, a przynajmniej spróbować, bo kiedyś zdarzy się sytuacja, że nie da się wrócić i natychmiast rozwiązać problemu i wtedy dopiero będzie giga-problem. Musimy się przyzwyczaić, ze nasze dzieci mogą reagować bardziej impulsywnie, że trudniej im jest coś wytłumaczyć, zrozumieć, ale to nie znaczy, że się nie da. Ja wciąż nie mam recepty na mojego synka i pewnie nigdy jej nie znajdę... Tak, trzeba walczyc, a mamy inną opcję...?
    Pozdrawiam Was.

    OdpowiedzUsuń
  2. mam czwórkę dzieci, każde inne. Z najstarszym synem relacje mam takie, jakbym była na linie nad przepaścią, małe wahnięcie i spadamy w dół. Oczywiście był diagnozowany i jest zdrowy. Najczęściej trzymam się tej liny i staram się o jakąś równowagę. Czasem wypróbowuję jakieś plusy, nagrody, konsekwencje też są. Czasem mną manipuluje i niekiedy mu się udaje. Widzę, że jest inteligentny i może być kiedyś świetnym psychologiem, bo na emocjach, maskach zna się, jak mało kto. Najczęstsze moje dołki - to z nim. Najlepiej spędzam wolny czas z nim. Jest też najbardziej do mnie podobny. A mój autystyczny syn? Gdy zapominał dinozaura, to rzucałam wszystko i trochę gderając pod nosem wracaliśmy i szukaliśmy. Widzę, że dla niego taka zguba to coś więcej niż dla mnie, jakby świat się popsuł. W filmie "Temple Grandin" spadła kartka z pokoju z napisem "pokój Temple". Przestraszona nie wiedziała, czy to jeszcze jej pokój, wpadła w panikę, przyspieszone bicie serca itd.
    Nie udzielę Ci rady, bo myślę, że jej nie oczekujesz, tylko tak chciałam sobie pogadać, jak mama z mamą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki. Ja właśnie tak chciałam się wygadać :)

    OdpowiedzUsuń