Rower już jest z nami. Na szczęście udało się zostawić sprzęt za drzwiami, na klatce schodowej ale (oczywiście) przypięty do rury od gazu dwiema linkami zabezpieczającymi. Jakbyśmy mieli w domu więcej linek to rowerek wyglądałby jak choinka na Boże Narodzenie przystrojona łańcuchami.
Dziecko pokochało swój nowy rowerek. Teraz siedzi na klatce obok swojej nowej miłości. Widziałam, że tak będzie już wczoraj, kiedy przeprowadziliśmy taką oto rozmowę:
Ja: Synu, kupimy jutro rowerek.
Syn: Tak, tak, tak! - z wielkim uśmiechem, podskakiwaniem i wszystkimi innymi oznakami entuzjazmu.
Ja (coś mnie tknęło): I będziesz na nim jeździł?
Syn (z równie wielkim entuzjazmem): Nie.
Ja: To po co ci rower?
Syn (z miną świadczącą o wybitnej głupocie matki): Będę go podziwiał.
Jeżdżenie wychodzi dokładnie tak, jak się spodziewałam. Nie będę jednak psuła radosnego wpisu. Jazdę opiszę jak już będzie świetnie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz