Kiedy zaczynałam pisać bloga, była to dla mnie terapia. Wyrzucenie z siebie tego wszystkiego, co gdzieś tam na sercu zalegało. Znajomi mieli mnie już dosyć, każdy po kilkaset razy wysłuchał relacji z zachowań Aspika.
Pisałam wtedy jako matka Aspika, mój syn był Aspikiem i było ok. Pisanie bloga pomogło. Poględziłam, pozrzędziłam, ponarzekałam i uspokoiłam się. A bloga pisałam dalej z rozpędu.
Później poinformowałam o mojej internetowej pisaninie rodzinę i blog stał się przekaźnikiem informacji.
Nadal dla większości czytaczy mój syn był po prostu Aspikiem. Nie zamierzałam tego zmieniać.
Ale teraz trochę się pokomplikowało. Informuję więc, że Aspik imię i nazwisko posiada. Posiada też konto w fundacji.
Tak, zbieramy 1%.
Nie mam zamiaru epatować tu nieszczęściem. Nie umieszczę zdjęcia z rehabilitacji na apelu. Nie będę wrzucać ulotek do skrzynek na listy.
Bo mnie osobiście to wkurza. To, że miliony kartek znajduję w mojej skrzynce.Ulotki walają się później na chodniku, ludzie po tym depczą.
Czasem dołączona jest płyta z programem, żeby mi było łatwiej rozliczyć ten 1% na "właściwego człowieka". Mój jeden procent nie pokryje wydatku poniesionego przez tę osobę na wyprodukowanie tej płyty.
Jeszcze te zdjęcia, na których od razu widać niepełnosprawność. Oczywiście smutna mina i błaganie w oczach. Nie, za dużo nieszczęścia już nie porusza.
I nie napiszę, ile kosztuje terapia Aspika.
Nie chcę, żeby z tego bloga zrobił się sposób pozyskiwania środków na subkoncie. Nie o to w tym chodzi.
Blog co prawda trochę ewoluował, my się trochę ujawniliśmy, ale główna funkcja się nie zmieniła. Chodzi o informację. Rodzinka moja może o Aspiku poczytać, inni mogą poznać chłopca z zespołem Aspergera. Oswoić się z tym konkretnym zaburzeniem. Komuś na początku drogi diagnostycznej może blog pomoże.
Na to liczę.
Chyba tydzień międliłam posta o 1%... a teraz czytam to, czego sama w słowa nie do końca umiałam ubrać... Aspiki podobne i jak widać matki podobnie myślą :-)
OdpowiedzUsuńnasz blog się niebawem zmieni, bo przyznaję, że gdzieś w zamyśle było pozyskiwanie środków na terapię za jego pomocą, ale....nie dałam rady! I... chyba jest mi z tym dobrze ;-) Bo kasa zawsze się znajduje, ale nie za wszelką cenę ;-)
Pozdrawiam ;-)
Cieszę się z tej wspólnoty myślenia :)
UsuńMyślę, że jest nas wielu :)
OdpowiedzUsuńA ja internetowych znajomych nie oddałabym za całą kasę świata.
OdpowiedzUsuń