Cóż mogę na ten temat napisać... Przeczytajcie naszą relację ;)
Zaraz po wejściu zobaczyliśmy zwierzaki. Bardzo, bardzo różne: lamy, strusia, kózki, kury, osła... Pełen przegląd słusznie nazwany ZOO. Aspik z wielkim zaangażowaniem karmił wszystkie zwierzaki zerwanymi liśćmi i trawką. Ryby kotłowały się niesamowicie w pobliżu mostka w nadziei, że turyści coś im rzucą. Wielbłądowi było za gorąco, za to papużka wyśpiewała koncert :)
Rybki. Widzieliście kiedyś coś takiego? |
Dalej było trochę gorzej.
Udało mi się przekonać chłopaków, żeby zrobili sobie wspólne zdjęcie z parą kowbojów. Oto ono:
Obawialiśmy się, że dalej będzie podobnie. Na szczęście nasze przewidywania się nie sprawdziły.
Dalej były wielkie owady. Całkiem interesujące. Zwłaszcza kleszcze - jeden głodny, a obok "najedzony".
Aspika ta część zwiedzania jednak nie zachwyciła, ciągnął dalej, tam, skąd dochodziły jakieś dziwne dźwięki.
Tak, tak, tam właśnie były dinozaury :)
Aspik ucieka przed tyranozaurem (chyba, matka się nie zna) |
Atak pteranodona. Naprawdę nas zaskoczył. |
Interesujące makiety, niektóre przerażające, inne słodkie i śliczne, przy każdym szczegółowy opis. Coś, co powinno było zachwycić Aspika.
Niestety młody człowiek miał własny plan zwiedzania, szybko przechodził od obiektu do obiektu w nadziei, że może kolejny będzie się ruszał. Bardziej od dinozaurów interesowały go fotokomórki włączające te ruchome. I chociaż my, dorośli, chcieliśmy przeczytać tablice informacyjne, nie mieliśmy na to szans.
Dopiero ten okaz zainteresował Aspika. Na jego widok wykrzyknął: "o, Ania!"
Przeszliśmy obok dinozaurowej części parku i wpadliśmy na coś dziwnego.
Też prehistoryczne. Flinstonowie.
Najkrócej, jak można: nie polecam. Jedyna rada: zasłonić dzieciom oczy, samemu się odwrócić i przejść jak najszybciej. Nie zrobiliśmy ani jednego zdjęcia tej części megaparku.
Nie wiedzieliśmy, że może być gorzej. Obok był jeszcze Asterix i Obelix. Przepraszam, koniec tematu, dreszcze mnie przechodzą na wspomnienie.
Dalej, trochę na odreagowanie i powrót do normalności, bajki.
Figurki wyrzeźbione z drewna trochę się porozsychały i niektóre miały przerażające pęknięcia biegnące przez całą długość twarzy... Mimo to nie było źle.
Warto było przejść dalej. Wystarczyło kilka kroków, żebyśmy wkroczyli w inny świat. Kansas city.
Moim zdaniem największa atrakcja megaparku.
Cudowne małe miasteczko.
Do każdego budynku można było wejść, w każdym była jakaś atrakcja.
Można było zrobić sobie zdjęcie w kostiumie, płukać złoto, strzelać na strzelnicy, wymienić pieniądze w banku, pojeździć na koniu...
Wypiliśmy kawę w saloonie, w którym nad barem wisiała drewniana tablica z napisem "nie strzelać do barmana".
Serwowano tam potrawy o nazwach takich jak Chrupiący Mokasyn.
Później do saloonu wjechał na koniu Lucky Luke domagając się whisky. Prawdziwie kowbojska atmosfera.
Aspika zachwyciły dwie rzeczy:
Pompa! |
Wóz wyładowany czymś. Z komina leciał dym :) |
Nam spodobało się przedstawienie - aresztowanie Lucky'ego Luke'a. Bracia Daltonowie i ich mamusia byli wspaniali. W ogóle świetnie wyreżyserowana i zagrana scenka. To polecamy gorąco.
Podsumowanie.
Megapark spodobał się nam mimo wszystko. Sama końcówka (Kansas City) nas zachwyciła. Dinozaury też było fajne. I sam początek, bardzo przyjazne zwierzątka.
Trochę dziwi rozszerzanie oferty na siłę, robienie nieatrakcyjnego chaosu. Ale to zapewne ma przyciągnąć więcej turystów.
Polecamy z pewnymi zastrzeżeniami.
-------------------------------------------------------------
Na koniec zwiedzania panowie zakuli matkę w dyby. Musicie mi więc wybaczyć długie milczenie ;)
i ja polecam zwiedzania Megaparku wkoncu mieszam tylko 40km dalej, jednakze wybierajac sie tam trzeba miec portfel dosc gruby, bo niestety nie jest to tanie miejsce
OdpowiedzUsuńte figurki z porozsychanego drewna mnie zaciekawiły, nie masz jakiegoś zdjęcia?
OdpowiedzUsuń