Ale byliśmy na festynie w naszym mieście. Całe szczęście lato to czas festynów, zabaw, odpustów i wesel, bo Aspik pokochał tego typu imprezy.
Festyn o pięknej nazwie "sobótkowe wianki" nie odbywał się nad żadną wodą, z wyjątkiem tej, która spadła dzień wcześniej z nieba i nie zdążyła wsiąknąć/spłynąć/wyparować. Tej wody jednak spokojnie wystarczyłoby do puszczania wianków ;) Nie, tym razem nie żartuję, kilkukrotnie musiałam przenieść Aspika przez kałuże, bo były takie, że bał się sam przejść.
Ognisko też było, co prawda bardzo malutkie, ale zawsze. Palili je ludzie ubrani jak średniowieczni wojacy. Piekli na nich podpłomyki, ale Aspik stanowczo odmówił propozycji degustacji. Dał się za to ubrać w hełm, sam poprosił o tarczę. Tak oto wyglądał dzielny wojak:
Wianków nie puszczaliśmy, ale coś pływało. To był Aspik zamknięty w wielkiej plażowej piłce pływający w basenie. Z resztą zobaczcie sami.
:D
O rany, to pływanie w kuli to jest dopiero mega wyczyn!!! Owacje na stojąco!!:)
OdpowiedzUsuńJuż wiesz, jakich atrakcji zażąda Franek za kilka lat :)
UsuńAspik pokochał festyny- super!
OdpowiedzUsuń