Wtedy jeszcze nic o tej przypadłości nie wiedziałam, oprócz tego, czego uczono nas na PO (Przysposobieniu Obronnym ;)). A tego, uwierzcie mi, było niewiele. Gdzieś po głowie kołatał się myśl o pozycji bezpiecznej, wkładaniu lub nie wkładaniu czegoś w usta... ale nie było to nic konkretnego.
I szczerze mówiąc byłam przerażona.
Pierwszy odruch: ucieczka. Człowiek boi się tego, o czym nic nie wie.
Później powolne oswajanie problemu.
Teraz już wiem, że padaczka to nie tylko to, że ktoś upada i dostaje drgawek na ulicy.
Rodzaje napadów mogą być różne. Za wikipedią:
- napady małe (petit mal)
Występują zazwyczaj u dzieci i charakteryzują się krótkotrwałymi epizodami zaburzeń świadomości bez utraty przytomności: dziecko jakby na chwilę się zagapia, po czym podejmuje przerwaną czynność.
- napady miokloniczne
Bez utraty przytomności dochodzi do kilku zrywań niektórych grup mięśniowych.
- napady atoniczne
Chory nagle pada, jakby ugięły się pod nim nogi i traci przytomność na kilka minut.
- napady toniczno-kloniczne (grand mal)
Chory nagle pada na ziemię, traci przytomność, dochodzi do wyprężania kończyn i tułowia (faza toniczna), wszystko to trwa kilka sekund, po czym następuje rytmiczne zrywanie (drgawki) kończyn i tułowia, utrzymujące się do 5 min (faza kloniczna). W czasie napadu może również wystąpić tylko jedna z tych faz (napad toniczny lub kloniczny).
Tu kilka filmików według mnie najlepiej obrazujących różne ataki.
Polecam też posłuchać kogoś mądrego.
Ja już oswoiłam się z tą przypadłością na tyle, że śmieszy mnie ten rysunek.
Z okazji Walentynek życzymy zakochanym braku ataków, a epileptykom miłości ;)
Dla wszystkich od Walentego, patrona chorych na padaczkę, walentynkowa paczka:
-----------------------------------------------
Możecie mi wierzyć lub nie, ale właśnie wpis z 14 lutego jest dla mnie zawsze najtrudniejszy do napisania.
M., podwójnie :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz